Lubię bezpośredni kontakt z widzem
– z aktorem Sławomirem Hollandem rozmawia Izabela Szafarska
– Krakowska publiczność będzie mogła obejrzeć w teatrze Barakah spektakl „Nic nowego pod słońcem”, z którym zjeździł Pan całą Polskę. O czym jest to przedstawienie?
– Jednym zdaniem mógłbym powiedzieć, że o wszystkim albo że o życiu. Nie zrobię tego jednak, bo złośliwcy uznaliby, że skoro coś jest o wszystkim, to znaczy, że o niczym. A to przedstawienie nie jest o niczym. W zabawny, prześmiewczy i humorystyczny sposób odnoszę się w nim do otaczającego nas świata.
– Dlaczego zdecydował się Pan przypomnieć widzom utwory poetów dwudziestolecia: m.in. Tuwima, Słonimskiego, Leśmiana, Hemara, Jurandota?
– Początkowo miałem inny pomysł na przedstawienie, ale po konsultacji z moim kolegą , aktorem i reżyserem Jackiem Bursztynowiczem, który był „życzliwym okiem” tego spektaklu, zdecydowaliśmy się na rozrywkę. Chcieliśmy, żeby to była ambitna rozrywka. Zależało nam na tym, by komediowość programu nie wpisywała się w często narzucaną publiczności estetykę, którą można scharakteryzować krótko: „im głupiej, tym lepiej”. Wybór okazał się prosty, bo satyry nikt nie pisał lepiej niż satyrycy i poeci z dwudziestolecia międzywojennego (oczywiście oprócz takich wybitnych twórców współczesnych jak np. Jerzy Wasowski czy Jeremi Przybora).
– Żyjemy w czasach rewolucji technologicznej i szybkich zmian, a Pana spektakl dowodzi, że mimo to w nas samych niewiele się zmieniło. Utwory sprzed kilkudziesięciu lat brzmią zadziwiająco aktualnie, a nasze narodowe przywary, i marzenia i tęsknoty są takie same. Czy to zaskakuje widzów?
– Tak. Niektórzy z nich mówią mi po spektaklu, że są zdziwieni aktualnością tych tekstów. Ostrze satyry trafiające w sedno, poczucie humoru i błyskotliwość tekstów wywołują ogromne wrażenie.
– Zapewnia Pan widzom całą paletę emocji: od śmiechu, przez refleksję, aż po wzruszenie. Dlaczego włączył Pan do satyrycznego spektaklu także dwa piękne, smutne teksty o miłości i przemijaniu?
– Zdecydowały o tym zarówno wymogi konstrukcyjne programu, jak i to, że w życiu jest czas na wszystko: na radość, śmiech, wzruszenie, smutek, płacz czy nostalgię. W przedstawieniu jednak przeważa śmiech, który publiczności często trudno pohamować, z elementami refleksji.
– To prawda, gromki śmiech rozlega się co chwilę. Żywiołowe reakcje wywołują i utwory obnażające cynizm i korupcję klasy politycznej, i mówiące o sprawach bliskich każdemu z nas, np. o relacjach damsko-męskich. Niełatwych, bo jak mówi Pan w utworze Słonimskiego, jest między nami „zbyt duża różnica płci”. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
– Ta różnica płci, o którą mnie Pani pyta, jest według mnie akurat taka, jaka powinna być. Chociaż jeśli zdecydowalibyśmy się rozwijać ten temat, to oczywiście pojawiłyby się niuanse.
– Podczas spektaklu wciąga Pan publiczność w zabawę, zadaje jej pytania. Lubi Pan taki bezpośredni kontakt z widzami?
– Lubię mieć bezpośredni kontakt z widzem, nawet bardzo, ale tylko wtedy, kiedy jest to scenicznie uzasadnione. Bez tego kontaktu „Nic nowego pod słońcem” byłoby zupełnie innym przedstawieniem. Zbudowanie między widzem a aktorem relacji na właściwym poziomie intelektualnym i estetycznym – takiej, która sprawia, że w pewnych chwilach widz czuje się kreatorem przedstawienia – to poważne wyzwanie dla aktora. Chętnie je podejmuję.
„Nic nowego pod słońcem”
Kraków, Teatr Barakah, Scena Paulińska, ul. Paulińska 28
29.03.2014 (sobota), godzina 19.00
bilety: 25/40 zł
Sławomir Holland – aktor filmowy i teatralny, obecnie współpracuje z warszawskim Teatrem Ateneum i wystawia w całej Polsce dwa przygotowane przez siebie monodramy: „Nic nowego pod słońcem” i „Josela Rakowera rozmowa z Bogiem” – testament powstańca z warszawskiego getta.
krakow.zaprasza.eu/wydarzenia/Wydarzenie.php